Ponad tydzień temu dopadła mnie przykra niespodzianka i niestety rozchorowałam się. Do tej pory nie mogę prawie nic jeść, oprócz chleba i kleików ryżowych. Zdaje się jednak, że mam się już lepiej, bo ostatnio ciągle myślę o tym, jaki wyjątkowy posiłek sobie zaserwuje, kiedy będę już całkowicie zdrowa.
Przy tej okazji pomyślałam, że przedstawię Wam miejsca, które koniecznie trzeba wypróbować, jeśli się jest w Hongkongu. Nie wszystkie to miejsca z listy serwują typowo kantońską kuchnię, ale z pewnością są warte polecenia. Mają dobre lokalizacje i jedzenie w przystępnych cenach.
Oto lista!
Absolutny „must try”! Singapurska sieć restauracji serwująca jedzenie szanghajskie, choć również typowe kantońskie dania jak grillowana wieprzowina w słodkim sosie. Ich specjalność to pierożki gotowane na parze „Xiao Long Bao”. Ja polecam coś mniej mięsnego, mianowicie „Dan Dan Mian” – makaron w ostrym sosie sezamowym. Miejsce posiada rekomendację Michelin.
Kiedyś już wspomniałam o tym miejscu przy okazji moich przygód na Mong Kok, gdzie właśnie znajdowała się pierwsza siedziba. Malutki sklepik, gdzie kelnerki pokrzykiwały na klientów, jak za długo jedli i drygowały kolejką. Swoją drogą bardzo typowe w Hongkongu. 😉 Zresztą czekanie w kolejce jest wpisane w doświadczenie związane z tym niezwykle popularnym miejscem, choć teraz lokale są zdecydowanie większe niż pierwotne. Co oczywiście nie oznacza, że będziecie mieć stolik tylko dla siebie. W końcu to nie Europa i trzeba się dzielić. Za to można nawiązać bliższe znajomości z często odwiedzającymi lokal Hongkongczykami. Za miejscem stoi były szef sekcji katońskiej w hotelu „Four Seasons”. Rekomendują wszyscy i zawsze. W tym Michelin.
Niełatwo zapamiętać nazwę, ale łatwo się uzależnić od ich pierożków. Początkowo dystrybutor oleju kuchennego z Taiwanu, który wraz z żoną ze względu na kryzys zaczął gotować na parze. Na tyle dobrze, że restauracja w tej chwili została uznana przez „New York Timesa” za jedną z dziesięciu najlepszych na świecie.
W menu polecane znowu „Xiao Long Bao” ale tym razem w różnych wariacjach, nie tylko mięsne, ale również krewetkowe, warzywne. Restauracja oferuje instrukcje jedzenia pierożków „dla zielonych”. Ja, na przystawkę polecam duszony gluten z czarnymi grzybami. Nie brzmi pysznie, ale jest znakomity – moje ulubione danie w tym miejscu.
To miejsce jest wyjątkowe! Prawdziwa yum cha w Hongkongskim stylu. Menu jest tylko i wyłącznie w języku chińskim, więc o ile nie władacie świetnym kantońskim polecam wybrać się z kimś kto czyta w tym języku bądź spróbować szczęścia i losowo coś zamówić. Raczej nie spotkasz tu turystów, a wielkie rodziny ucztujące razem w weekendowe poranki. Prawdziwe doświadczenie Yum Cha musi być z samego rana najlepiej się, zatem wybrać koło 7-8 rano. Ceny za koszyczki z dim- sumami zależą od pory dnia i systemu, którego do tej pory nie udało się mi rozszyfrować.
Miejsce, gdzie warto wybrać się dużą grupą. Lokalna stołówka na najwyższym poziomie lokalnego bazarku wieczorami przeradza się w „chińską” imprezownię. Piwo, podawane w miseczkach chińskich, w weekendy leje się strumieniami. Choć wystrój pozostawia życzenia, co do higieny i kuchni, jedzenie jest godne polecenia, zwłaszcza dania z owoców morza, jak smażone kalmary. Właściciel restauracji jest postacią niezwykle charyzmatyczną i to on uświetnia wieczory grając w „piwne gry” wraz z gośćmi.
A Wy zasmakowaliście już „Azji”? Jakie są Wasze ulubione potrawy kuchni chińskiej?