Wiem, że trochę ostatnio zwolniłam z nowymi wpisami i bardzo żałuję. Szczerze obiecuję poprawę. Na swoje wytłumaczenie mam to, że popsuł mi się komputer i klawiatura nie wprowadza niektórych znaków. Do tego już niedługo zmieniam miejsce zamieszkania, ale o tym opowiem Wam przy następnej okazji. Dzisiaj będzie o pewnej ważnej decyzji w moim życiu.
Do zaprzestania jedzenia mięsa zainspirowała mnie jakiś czas temu przyjaciółka Patrycja – Polka, mieszkająca tutaj. Patrycja nie je mięsa od dosyć dawna, co mi bardzo imponuje. Wierzę mocno w to, że nie warto zawsze podążać za nawykami tłumu, czasem wystarczy chwilkę pomyśleć za siebie.
Reklamy produktów mięsnych, ich dostępność i wszechobecność oraz wyrobione nawyki żywieniowe sprawiają, że taka decyzja nie jest łatwa do podjęcia, zwłaszcza w miejscu takim, jak Hong Kong, gdzie kurczaki i kaczki z głowami wiszą na hakach w witrynach ulicznych kantyn. U mnie jednak przebiegło to dość prosto i z dnia na dzień po prostu zrezygnowałam z jedzenia mięsa. Szczerze przyznaję, że nadal jem ryby oraz owoce morza i to bardzo ułatwia sprawę. Chciałabym przejść całkowicie na wegetarianizm, ale póki co bycie peskatarianinem również traktuję, jako osiągnięcie.
To żadna niespodzianka, że jest coś nie tak w świecie, w którym żyjemy. Cywilizacja doszła do takiego momentu, zwłaszcza w miejsach takich jak Chiny, że ustandaryzowane cierpienie zwierząt jest społecznie akceptowalne. Nikt nie chce przecież sam zabić kurczaka i oberzeć go z pierza, bo to jest uzane za większe okrucieństwo. Niestety linie produkcyjne, gdzie otrzymuje się mięso to machinerie, w których zabijanie i zadawanie cierpienia jest tylko kwestią naciśnięcia przez kogoś jednego guzika. Im większa standaryzacja w produkcji mięsa tym bardziej efektywnie idzie interes i tym mniej człowiek ma szansę na bezpośrednią styczność z zabijaniem. To jest dokładnie ta sama „banalność zła“, o której mówiła Hanna Arendt w kontekście nazizmu.
Jeśli choć trochę interesuje Was temat przemysłowego przetwórstwa mięsnego polecam krótki, choć bardzo przejmujący film na YouTube „Holocaust na linii produkcyjnej“ oraz książkę Jonathana Foera „Eating animals“. Sama do wielu rzeczy mam stosunek bardzo umiarkowany, więc też nie zachęcam do potraktowania książki jako wiedzy ostatecznej, ale jak najbardziej wierze, że warto poznawać różne perspektywy na rzeczywistość i podejmować świadome i odpowiedzialne decyzje.
A tak na koniec kilka zdjęć moich wegatariańskich i peskatariańskich posiłków w Hong Kongu, które publikowałam już częściowo na Facebooku.
Nie jesz mięsa, a może masz odwrotne zdanie i uważasz, że wegetarianie niepotrzebnie się ograniczają? Podziel się swoją perspektywą w komentarzach.